wtorek, 5 lutego 2019

Świat bez filtra II wersja

Jest poniedziałek 7:50, zakorkowana autostrada. Wszystkie boczne ulice, również stoją w korku. Mimo, że użytkownicy dróg maja bardzo szybkie samochody, poruszają się bardzo wolno. Zerkasz w prawo, kierowca sąsiedniego auta wprowadza jakieś dane do komputera pokładowego, jest zajęty swoimi myślami, niebieska poświata urządzenia odbija mu się na twarzy. Sprawia wrażenie nowoczesnego robota, a nie człowieka. Spoglądasz w lewo, w stronę innego kierowcy, on odwzajemnia ci swoje spojrzenie, tyle że automatyczne i puste. Patrzysz przed siebie. Miasto, do którego starasz się dotrzeć otulone jest szarą pierzyną smogu. Na horyzoncie widać ogromną hutę, z jej potężnych kominów wydobywają się kłęby dymu. Raz jest on biały, raz prawie czarny, czasem nawet ogień się w nich ukazuje. Ogromne kłęby łącza się ze smogiem. Wolno toczysz się dalej. Udało ci się wjechać do miasta. Prędkości nadal nie jesteś w stanie rozwinąć, obserwujesz więc ludzi na chodnikach. Spieszą się, kilka osób w ostatniej chwili wskoczyło do autobusu. Wyjęli smartfony i wpatrują się w nie, inni też zupełnie pochłonięci życiem w sieci. I znów ta niebieska poświata na ich twarzach. Kilka osób pusty, szklany wzrok utkwiło w jakiś martwych punktach.
Co to jest za świat? Zastanawiasz się. Gdzie jest uśmiech, gdzie są słowa? Masz wrażenie, że jesteśmy automatami. Jemy, śpimy, pracujemy, uczymy się. Ktoś nam kiedyś powiedział: miejmy cele w życiu. Mamy. Dążymy do nich uparcie, nie rozglądając się dookoła. Czy o to w życiu chodzi, aby posiadać, zrealizować plan, odhaczyć punkt, przejść do następnego poziomu?
Tego dnia na świat przyszła Kenah. Książkowy noworodek. 58cm, 3300g, 10 punktów w skali apgar. Głośno płakała.
Dziecko rosło i cudownie się rozwijało. Neurony miały mnóstw pacy. Kenah miała ogromny potencjał i zamierzała zbudować potężny hardware. Była uparta i nie zadowalała się byle mikroprocesorem. Zresztą, środowisko, w którym wyrastała, też było sprzyjające, więc i software miała dobry. Rodzice ją kochali, dbali o nią, dużo rozmawiali, lubili spędzać ze sobą czas. A nie jak inni, ciągle w podróży cyberprzestrzennej, wysyłali dzieciom vlogi lub snap’y .
 Pewnego dnia, rodzice zapytali swoją córkę:
 - Kim chciałabyś zostać jak dorośniesz?
 - Kucharką - natychmiast odpowiedziała Kenah
 - Jak to kucharką?- zmartwił się tata, który miał nadzieję na coś więcej.
- Po prostu - odpowiedziała - nasza kucharka w przedszkolu ma taką wielką chochlę, którą nalewa dzieciom zupę. Gdy dzieci nie siedzą na swoich miejscach i rozrabiają, podczas wydawania posiłków, ona krzyczy i wymachuje tą chochlą.
 Odpowiedz rodziców rozbawiła, wiedzieli już, że Kenah imponują insygnia władzy. Innego dnia, w drodze na SQL’a, Kenah poprosiła mamę, żeby chociaż raz, wybrały się na prawdziwy spacer, nie taki jak zwykle, włączając street viev i być, gdziekolwiek chciały, na świecie, tylko znaleźć sobie jakieś miejsce w okolicy, do którego mogłyby dojść pieszo.
- Pamiętam z dzieciństwa, że niedaleko stąd było jezioro, jego brzeg wysypany był białym piaskiem, wokół jeziora rósł sosnowy las i pamiętam ten charakterystyczny zapach lasu i wody - rozmarzyła się mama - pamiętam też, że często tam przyjeżdżaliśmy latem, słońce mocno grzało, wiesz, a ja od dawna już nie widziałam takiego słońca jak wtedy.
- Bo nie patrzysz w niebo - zauważyła Kenah - ciągle coś musicie z tatą załatwić, ciągle biegacie, a ja chciałabym, żebyśmy wszyscy razem, chociaż jeden dzień, mogli położyć się na trawie i patrzeć w niebo. Słońce,  rzadko widać, a tak bardzo mnie interesuje, zwłaszcza wtedy, gdy przyjemnie grzeje.
- Masz rację, kochanie, sama nie wiem dokąd tak pędzimy. Obiecuję Ci, że w weekend odszukamy to miejsce nad jeziorem - zgodziła się mama.
- Tylko nie siedząc na kanapie z tabletem w ręku, wsiądziemy do samochodu i pojedziemy - stanowczo uszczegółowiła plan Kenah.
- Tak, zgadzam się. Postanowione - odpowiedziała mama.
 Nadszedł upragniony weekend. Kenah wcześnie wstała, bo z podekscytowania nie mogła spać, rodzice pili już kawę i mieli świetny nastrój, bo wspomnienia wróciły. Nie mogli wprost uwierzyć, jak szybko zapomnieli, o tym, co im kiedyś sprawiało przyjemność. Wpadli w sidła codzienności zapomnieli o marzeniach.
- Naprawdę, dziękuję Ci, Kenah, że nas przywołujesz do porządku - całując w czoło, tata przywitał córkę.
Rodzina wsiadła do samochodu i z głowami pełnymi wspomnień i wyobrażeń, jechali nad zapomniane jezioro. Podróż była bardzo przyjemna, bo raz tata przypomniał sobie jakąś śmieszną historię z dzieciństwa związaną z tym miejscem, to znów mama. Opowiadali, śmiali się. Wróciły wspomnienia, widoki, zapachy, odgłosy...
 Gdy dotarli na miejsce, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, humor prysł. Zastali smutne miejsce. Las sosnowy, który miał pięknie pachnieć żywicą, nie pachniał, bo drzewa były suche i połamane. Brzeg jeziora wysypany był workami foliowymi i plastikowymi sztućcami, a po jeziorze pływały puszki, plastikowe butelki, kubki, talerzyki i inne odpady przemysłowe. Mamie napłynęły łzy do oczu, tacie bezsilnie opadły ręce, a że miał odkręconą butelkę wody, odrobina wylała się na trawę.
 - Co to? - zapytała Kenah. Rodzice spojrzeli w kierunku wskazanym przez córkę, schylili się w trójkę i zobaczyli małą stokrotkę, którą z kurzu opłukała woda, wylewająca się z butelki taty.
- To stokrotka - odpowiedzieli rodzice
- Co to jest, stokrotka? - dopytywało dziecko
- Stokrotka, to jest kwiat, kiedyś ich było bardzo dużo. Stokrotka nie jest wymagającą rośliną, rośnie wszędzie... - i nagle mama zawiesiła głos, bo zauważyła, że ta stokrotka jest tylko jedna i nigdzie, gdzie wzrokiem sięgnąć ani stokrotki ani innego kwiatu nie było.
 Rodzice stali w głębokiej, zadumie, tylko Kenah była bardzo skoncentrowana na stokrotce. Ujął ją widok, którego nigdy wcześniej nie doświadczyła. Mały kwiatuszek z mnóstwem drobnych, białych płatków z żółtym środkiem i błyszczące srebrne krople wody, jedne wolniutko spływały po płatkach inne stanowczo pozostające, jakby za swój cel obrały sobie, że nie dopuszczą do ponownego zabrudzenia małej stokrotki.
 - Jak my, ludzie, mogliśmy do tego dopuścić? Jak mogliśmy zapomnieć o takich miejscach? Jak mogliśmy zapominając o naszym dzieciństwie, pozwolić na zniszczenie przyrody? Jak mogliśmy to zrobić sobie i naszym dzieciom? - łajał się tata - jak mogliśmy pozwolić włożyć się w tryby jakiejś wirtualnej maszyny i przez tyle lat przetaczać się kołem zagłady po naszej planecie i nikt nie zwrócił na to uwagi!?
Po mamy policzkach stróżkami potoczyły się łzy. W taty oczach łzy stały jak dwa lampiony. Tylko Kenah nie do końca rozumiała co się dzieje, to spoglądała na stokrotkę, to na rodziców.
W drodze powrotnej rodzice opowiadali córce, jak wyglądał w ich dzieciństwie świat, tłumaczyli, co się wydarzyło, że wygląda tak teraz. W domu tata odszukał albumy ze zdjęciami, oczywiście były mocno zakurzone. Tata doprowadził je do porządku i cały wieczór oglądali zdjęcia z dzieciństwa rodziców.
 - Kto to?- zapytała Kenah, próbując powiększyć stare zdjęcie, rozszerzając go palcami. Rodzice roześmiali się
 - To babcia, kiedy była młoda, a ta mała dziewczynka to mama - odpowiedział tata - ale nie powiększysz sobie tego zdjęcia, kochanie, paluszkami, bo to zdjęcie, nie jest cyfrowe, tylko analogowe. Kiedyś były aparaty fotograficzne, do których wkładało się film, rodzaj matrycy negatywowej, później się ten film wywoływało w firmie fotograficznej. Takie zdjęcie można powiększyć jedynie przez fotografa, on może tego dokonać, za pomocą odpowiednich urządzeń.
Trudno Kenah było to zrozumieć, jednak odnalazła urok w starych zdjęciach. Ten dzień był przełomowy w rodzinie Kenah. Czyżby spotkanie z przyrodą, uwolniło ludzi z pęt nałożonych przez cywilizację? I co to jest ta cywilizacja? Trzeba sobie stawiać różne pytania, to skłania nasz mózg do myślenia.
 I tak było w przypadku rodziców Kenah. Rodzice zatrzymali się na chwilę w swoim pędzie, zadali sobie pytania, czy w dobrym kierunku zmierzają i wyciągnęli właściwe wnioski. Od tej pory w każdy weekend, wyjeżdżali z córką za miasto. Odwiedzili babci stary domek na wsi. Posprzątali go w środku, później na zewnątrz zagospodarowywali przestrzeń. Mama kupiła nasiona kwiatów, wszyscy razem je siali. Kenah świetnie bawiła się w te weekendy, a gdy przychodził poniedziałek, marzyła o piątku i o małym domku, poza miastem, gdzie mogły już zakwitnąć posiane przez nią kwiaty. Wszystkim kolegom i koleżankom, opowiadała o dniach wolnych, spędzanych z rodziną, o baśniowym, kolorowym domku na wsi, wokół którego kwitły kwiaty, na kwiatach siadały pszczoły, które zbierały nektar. Na starych jabłoniach rosły jabłka, które można było zrywać z drzewa i jeść. Na kolczastych pnączach rosły małe słodkie maliny, które Kenah lubiła najbardziej. Opowiadała o tym, jak może godzinami leżeć na trawie, patrzeć w niebo, obserwować białe obłoki i bawić się z rodzicami w zgadywankę, co jej przypomina dana chmurka. Dzieci słuchały opowieści z niedowierzaniem, nie mogły sobie tego wyobrazić. Nawet nauczycielka powiedziała, że Kenach ma bardzo rozwiniętą wyobraźnię i rokuje na świetnego programistę gier komputerowych lub grafika. Tego dnia Kenah wróciła do domu zapłakana.
 - Mamo nikt mi nie wierzy. Koledzy i koleżanki nigdy w życiu nie widzieli kwiatów, to jeśli oni ich nie widzieli to znaczy, że ich nie ma, a tym bardziej jabłka na jabłoni, tak po prostu, przed domem. Mówią, że wszystko wymyśliłam, bo mam bardzo rozwiniętą wyobraźnię i pani nauczycielka chce z tobą rozmawiać, bo trzeba mnie rozwijać w tym kierunku. Przygotuje dla mnie specjalną listę zajęć dodatkowych. Mamo ja nie chcę więcej zajęć dodatkowych!
 Mama wysłuchała córkę, pogłaskała po włosach i długo się nad czymś zastanawiała. Zadzwoniła do taty, a następnie do nauczycielki.
 - Wszystko załatwione - mama poinformowała córkę
 - Znaczy co? - zapytała Kenah
 - Znaczy to, że w sobotę wszyscy, cała twoja klasa, wraz z panią, jedziemy do domku babci - powiedziała mama.
Kenah stanęła jak wryta. Nie wiedziała, czy to prawda, czy jej się to śni, ale w końcu to pojęła i nie mogła opanować swojej radości.
 Nadeszła sobota. Autokar ruszył spod szkoły, dzieci grzecznie siedziały na swoich miejscach, bo nie wiedziały czego się spodziewać. Nauczycielka, siedziała sztywno, bo rytuał sobotni znacznie różnił się od dzisiejszego. W jednym pokoju, jej dzieci pobierały lekcje Ochrony przed Wirusami w Sieci, online. Ona tym czasem, doszkalała się z Diagnozy i Identyfikacji Uzdolnień Ucznia oraz Wdrażania Programu Rozwojowego pod Kontem Konkretnego Przypadku. Nie wyobrażała sobie marnowania wolnego czasu na jakieś wycieczki do Nibylandii.
Autokar sunął autostradą. Kenah patrzyła na rozmazujące się obrazy mijanych szklanych budynków urbanistycznej infrastruktury. Nie mówiła nic. Sama już nie była pewna, patrząc na to miasto, czy domek na wsi na prawdę istnieje, czy to jest twór jej wyobraźni. Zastanawiała się, czy rodzice, którzy sadzą warzywa, podlewają kwiatki, przyglądający się pracy pszczół i uśmiechający się do siebie, są prawdziwi. Czy szczęście może być tak blisko? Czy to wszystko ona wymyśliła, bo ma rozwiniętą wyobraźnię i nie powinna się zajmować głupotami, tylko obarczyć swój i tak napięty grafik, nowymi zajęciami dodatkowymi i nie mieć czasu na marzenia. Autokar zwolnił, zjechał z autostrady na wąską dróżkę, z białego, ubitego kamienia. Pasażerowie z niepokojem rozglądali się po sobie. Kenah, czuła mocny ścisk żołądka. Ale kiedy pojazd wyjechał na górkę, oczom ukazała się cała okolica z kolorowym, małym domkiem na horyzoncie. Zapanowała cisza. Kenah zobaczyła rodziców przed bramą, machających im z radością i już była pewna, że to wszystko istnieje na prawdę, że szczęście może być tak blisko, a wyobraźnię rozwijają nasze emocje, jeśli mamy tylko czas dla siebie. Dzieci wysiadły powoli z autokaru, nie wiedziały, gdzie się znajdują, czy to im się śni, czy może znaleźli się w grze komputerowej, o wyjątkowo zaawansowanej przestrzeni wirtualnej. Zbili się w ciasną grupkę, obawiając się, że zza małego kolorowego domku wylecą drony i zaczną do nich strzelać, albo co gorsze, ten domek zacznie się zamieniać w Humanoid Robota i zniszczy ich wszystkich i całą ziemską populację.
Z autokaru wyszła nauczycielka, serce jej zatrzymało się na minutkę, ręce zaczęły drżeć, a w oczach pojawiły się łzy. Przez chwilę nie mogła wydobyć z siebie słowa. Dzieci szukały w jej twarzy odpowiedzi, czy jest tak niebezpiecznie jak im się wydaje? A ona cała była rozdygotana, więc grupka zbiła się ciaśniej, sądząc, że sytuacja jest dramatyczna. W końcu emocje nauczycielki całkiem wzięły górę i uklękła na trawie, dotknęła rękami kwiatów, a z jej oczu popłynęły dwie srebrzyste rzeczki, krystalicznie czystych łez.
- Zapomniałam, że może być tak pięknie - po chwili odezwała się nauczycielka.
- Co tak stoicie, zapraszam do naszego ogrodu. Rodzice przygotowali dla nas wspaniały piknik - zawołała Kenah.
Dzieci lekko obudziły się z letargu, ale nadal nie odnajdowały się w sytuacji. Patrzyły na swoją wychowawczynie i nie umiały ocenić faktów. W końcu nauczycielka podniosła się z kolan, ze łzami w oczach i promiennym uśmiechem, zwróciła się do dzieci:
- Mamy szczęście, że Kenah jest w naszej klasie, dzięki niej wróciły we mnie wspomnienia z dzieciństwa, byłam wtedy beztroskim dzieckiem, biegającym po łąkach, obserwującym motyle. A wy możecie też tego doświadczyć, dzięki niej. To są bezcenne chwile.
 To był kolejny przełom, w życiu Kenah. Wiedziała, że marzenia trzeba mieć, mało tego, trzeba je również realizować. Wiele od nas zależy, możemy zniszczyć coś zapomnieniem, ale możemy to również odbudować. Cywilizacji nie zatrzymasz, ale możesz ją kreować tak, by współgrała z naturą. Ona zmierza tam, gdzie chcą ludzie. Trzeba być więc odpowiedzialnym za siebie na wzajem.
 W poniedziałek Kenah przyszła do szkoły, jej koleżanki i koledzy radośnie ją przywitali. Wspominali cudowną sobotę. Takiego dnia nikt z nich jeszcze nie doświadczył. Nikt wcześniej nie bawił się w berka ani w chowanego, nikt nie zjadał malin prosto z krzaczka. Opowieściom nie było końca. Nagle do klasy weszła pani, uczniowie zamarli, ponieważ nauczycielka przyniosła do klasy kwiatka w doniczce. Ten gest spowodował, że kiedy ktoś spojrzał na kwiat, w myślach przenosił się do kolorowego domku babci, gdzie życie wolniej i spokojniej toczyło się, gdzie zapach kwiatów pobudzał zmysły, gdzie chciało się wracać. Następnego dnia, na parapecie w klasie stało tyle kwiatów doniczkowych ilu było uczniów. Te wrażenia zainspirowały Kenah do nowego działania. Przypomniała sobie jezioro, nad które wybrała się z rodzicami na pierwszy, prawdziwy spacer. Nie było to miejsce zbyt oddalone od miasta. Z pomocą klasy można by posprzątać z plaży śmieci. Dom babci nie od razu wyglądał tak wspaniale. Dużo pracy kosztowało przywołanie go do takiej formy, jaką klasa zastała. Trzeba więc okolice jeziora, również małymi kroczkami uporządkować.
Kenah przedstawiła swój pomysł klasie, wszyscy wspólnie postanowili, że podejmą się tego zadania. Co weekendy wyjeżdżali wszyscy sprzątać plażę. Nie było to łatwe zadanie, dzieci ciężko pracowały. Alora, najbliższa przyjaciółka Kenah, zniechęcona usiadła na piasku i w złości złapała w garść rozrzucone, kolorowe reklamówki
 - Kenah, zobacz znalazłam kwiat - zawołała
- A, pewnie tą stokrotkę, o której ci opowiadałam - odpowiedziała
 - Nie, zobacz!- Kenah spojrzała, a w ręku Alory faktycznie był kwiat. Kolorowy kwiat, z kolorowych reklamówek. W mózgach uczniów, zaczęło iskrzyć. Przecież można te śmieci przetworzyć w taki sposób, aby je ponownie wykorzystać. Będą wtedy w obiegu, a nie będą zalegały stosy na wysypiskach. Pierwsze prace recyklingowe znalazły się w klasie, był to bukiet kwiatów z reklamówek i worków foliowych, projektu Alory.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz