poniedziałek, 9 kwietnia 2018

    Za górami, za lasami, gdzie płynęła sobie rzeka, czysta tak, że mimo głębi widać w niej było pływające srebrne ryby. Po błękitnym niebie sunęły białe obłoki, ptaki śpiewały, słońce świeciło, kwiaty kwitły i cudownie pachniały. Było po prostu idealnie.
       W tym samym miejscu, kilka lat później, już lasów nie było, zamiast czystej, srebrzystej rzeki, płynął szaro-bury ściek. Nie wiadomo, czy żyły w nim ryby, bo nikt ich nie widział. Powietrze nie było przejrzyste, słońce przez nie było ledwie dostrzegalne i nie zawsze pojawiało się na niebie. Ptaki ucichły, czy też ich śpiew został zagłuszony przez pędzące autostradą samochody. Zamiast łąki, na której w zroszonej trawie rosły kwiaty, były pasy przykurzonej zieleni, między autostradami, pełne śmieci. Już nie było idealnie.
   Ale nikt tego nie zauważył. Może dlatego, że powietrze było zbyt odurzające. Nikt nie patrzył w niebo, żeby zobaczyć ciepłe światło słońca. Każdy patrzył w zimne światło smartfona, z niego można się dowiedzieć wszystkiego. Słońca i tak najprawdopodobniej by nikt nie dojrzał, bo za gęste powietrze otulało świat. Zamiast śpiewu słowika, huczała muzyka w głośnikach, zagłuszając poczucie spokoju i sielanki lub złe wieści w radiowych wiadomościach:
-Smog! Stężenie szkodliwych pyłów przekroczyło normę pięćset razy!
- Na obwodnicy korek! -Znów te korki! - wszyscy wściekli.

Trąbią na siebie
- Szybciej, szybciej, szybciej...!

    Ludzie nie patrzą na siebie, tylko w urządzenia elektroniczne, które stały się ich najlepszymi przyjaciółmi. Powiernikami tajemnic, bazą wiadomości, możliwością kontaktu ze światem wirtualnym, skarbnicą nieobiektywnych opinii. Świat naturalny już nie istniał, stał się niewidzialny
i zapomniany.Wszystko, co w nim piękne, znajdowało się pod grubą pierzyną kurzu i brudu. I ludzka wrażliwość, zda się, też pokrył kurz i otumanił smog, bo się na wzajem irytowali: ten za wolno jedzie, ten za szybko, a ten w ogóle co wyprawia? Dla nich liczyły się tylko liczby, wykresy, diagramy, migoczące, elektroniczne urządzenia.
   Pokolenie "Z", zwane inaczej iPokoleniem, bo o nich mowa, na pierwszy rzut oka, bardzo zwyczajni, ale jak się przyjrzeć bliżej, zauważysz jak bardzo różnią się od nas. Uwagę przyciągają bardzo szybko poruszające się gałki oczne, zapewne jest to związane z obserwacją szybko zmieniających się danych, na urządzeniach elektronicznych oraz nieprawdopodobnie szybkie palce
 u rąk, które pod wpływem zawrotnie szybkich zmian informacyjnych, zmuszone są do odpowiedniego reagowania. Oprócz tego mają mocniej wysunięte płaty czołowe oraz fałd skórny zakrywający lekko nos i usta, pełniący funkcję maseczki antysmogowej. Byli szczupłej budowy ciała, ponieważ głównie żywili się sałatą i kiełkami. Ubrania nosili dopasowane, nie ograniczające swobody ruchu. Kobiety i mężczyźni nie bardzo różnili się od siebie. Czasem nawet trudno było określić, czy to kobieta, czy mężczyzna, chłopiec, czy dziewczynka.

   Pewnego dnia, na świat przyszła Kenah.

    W innym wymiarze, w świecie mózgu Zety, wydarzyło się coś na pozór zwykłego, a jednak
w przyszłości okaże się niezwykłe.

   Jasne światło oświetliło swoim blaskiem całe mnóstwo złoto-srebrnych kulek. Było ich tak wiele
i ciągle przybywało. Błękit był tłem, a złoto i srebro urządziły sobie kąpiel w blasku jasnego światła. Te na pierwszym planie wyglądały jak żarzące się słońca, te dalsze jak błyszczące motyle, poruszające skrzydłami, bo drgało na nich światło. Te na trzecim planie wyglądały, jakby ktoś rozsypał brokat, który wirował w powietrzu i nie zamierzał opaść. Każda kulka odbijała dokładnie to samo. Trochę nieba, trochę przyjemnego ciepła. Każda niby taka sama, a jednak bardzo różna. Świat, w którym się znalazły, to błękitne przestworza i ciepły blask słońca i one migoczące do siebie na wzajem. Nagle uświadomiły sobie swoją obecność. Spoglądały na siebie, trochę niepewne i zawstydzone, nawet ciut przestraszone, bo było to wszystko nowe i bardzo ciekawe. Nagle zaczęły się przywoływać, zrobiło się bardzo wesoło i wyszła z tego świetna zabawa. Kulki poznały się  ze sobą, poznały całą paletę barw i cały wachlarz uczuć, radość, smutek, miłość i złość, i wiedziały że są neutronami w mózgu małej Kenah. Neutrony musiały bardzo mocno ze sobą współpracować, żeby mała Zeta, rozwijała się prawidłowo. Polegało to, na tym, żeby mała Kenah mogła zrobić jakich zborny ruch, one musiały dogadać się 
w dwa, czasem trzy lub nawet więcej, mówiąc:
- wypuść swojego dendryta i ja wypuszczę swojego, a synapsy nas połączą i już zawsze Kenah będzie umiała ten ruch.
Jednego dnia miały bardzo poważne zadanie, bo mama Kenah musiała pilnie analizować wyniki, tata wyjechał na Główną Platformę Informatyczną, bo doszło do poważnego zwarcia i rodzice musieli poprosić babcię, żeby zaopiekowała się Kenah. Babcia przyjechała bardzo spóźniona, chociaż spieszyła się jak mogła najbardziej, stojąc w korku i przeklinając tych wszystkich kierowców, którzy ruszają się jak muchy w smole, ale w końcu dotarła. Mama w tym czasie już była tak zdenerwowana, bo dane były dostępne i ciągle sytuacja się zmieniała, szef do niej dzwonił z różnymi pytaniami, a jej rozbiegane oczy już nie nadążały, bo nie wiedziała, czy podać Kenah smoothie ze szpinaku i rukoli, czy analizować wyniki. Kenah wrzeszczała, bo coś dziwnego jej w brzuchu burczało. W końcu do domu dotarła babcia, szybkimi palcami przeleciała po panelu do logowania, wpisała hasło i znalazła się w miejscu, gdzie była bardzo potrzebna. Przeszła przez sterylizator i mogła się zająć przerażoną Zetą. Najpierw postanowiła, że powiesi Kenah, grzechotkę nad głową, żeby ją czymś zająć, a potem przygotuje jej smoothie. A ponieważ babcia była tak zdenerwowana opóźnieniem na trasie, tak miała rozbiegane oczy, a przy tym jej wiek i tyle lat wpatrywania się w smartfona zrobiło swoje, że babcia już niedowidziała, powiesiła wnuczce grzechotkę nad samą buzią, to bardzo irytowało dziecko,
a w jego mózgu neurony jeszcze nie zarejestrowały konieczności użycia ruchu, który by odsuną grzechotkę, więc tu się dopiero zaczął kocioł. Neutrony zaczęły krążyć chaotycznie, rozbijając się
o siebie, aż w końcu Neuroniu, jeden z rozsądniejszych neuronów, krzyknął:
- Neurola, proszę, wypuść swojego dendryta w stronę Neurtura.

Neurola posłuchała, połączyła się z Neurturem
- Teraz Neurtur - dowodził dalej Neurniu - wypuść swojego dendryta i połącz się z Nertolem.
- Dalej, Nertol łączy się z Nerzolem. Mamy mikroprocesor, który obsłuży przesunięcie grzechotki
w lewą stronę.
- Uff kryzys zażegnany- odetchnęły neurony. - Ale co to? - do Neuronia dotarł nowy impuls. Kenah spodobała się grzechotka, chciała by ją zobaczyć i dobrze się jej przyjrzeć. Kręciła się, wierciła, ale nie mogła zapanować nad swoim ciałem. Jedno co umiała zrobić, to się rozpłakać.

- Neuronia, połącz się, proszę z Neurgenią, to powinno wystarczyć - nakazał Neurunio.
Kenah mogła jedynie, dzięki temu procesorowi, zezować w lewo, ale to, nie było to.
- Korekta - zawołał Neurunio - niech do dziewczyn dołączą: Neudan, Neurot, Neurian - szybko został rozbudowany procesor.
- To powinno wystarczyć.
Kenah marudziła jeszcze krótką chwilkę i trochę się wierciła, aż wreszcie, udało się, odwróciła się na lewy bok i mogła zobaczyć grzechotkę, mogła nawet jej dotknąć i zbadać jej strukturę.
Nadeszła babcia i podała dziecku posiłek.

Dziecko rosło i cudownie się rozwijało. Neurony miały mnóstw pacy. Kenah miała ogromny potencjał i zamierzała zbudować potężny hardware. Była uparta i nie zadowalała się byle mikroprocesorem. Zresztą, środowisko, w którym wyrastała, też było sprzyjające, więc i software miała dobry. Rodzice ją kochali, dbali o nią, dużo rozmawiali, lubili spędzać ze sobą czas. A nie jak inni, ciągle w podróży cyberprzestrzennej, wysyłali dzieciom vlogi lub snap'y .
Pewnego dnia, rodzice zapytali swoją córkę:
- Kim chciałabyś zostać jak dorośniesz? - Kucharką - natychmiast odpowiedziała Kenah
- Jak to kucharką?- zmartwił się tata, który miał nadzieję na coś więcej niż tylko kucharka.
- Po prostu - odpowiedziała - nasza kucharka w przedszkolu ma taką wielką chochlę, którą nalewa dzieciom smoothie. Gdy dzieci nie siedzą na swoich miejscach i rozrabiają, podczas wydawania posiłków, ona krzyczy i wymachuje tą chochlą.
Odpowiedz rodziców rozbawiła, wiedzieli już, że Kenah imponują insygnia władzy.

    Innego dnia, w drodze na SQL'a, Kenah poprosiła mamę, żeby chociaż raz, wybrały się na prawdziwy spacer, nie taki jak zwykle, włączając street viev i być, gdziekolwiek chciały, na świecie, tylko znaleźć sobie jakieś miejsce w okolicy, do którego mogłyby dojść pieszo.
- Pamiętam z dzieciństwa, że niedaleko stąd było jezioro, jego brzeg wysypany był białym piaskiem, wokół jeziora rósł sosnowy las i pamiętam ten charakterystyczny zapach lasu i wody - rozmarzyła się mama - pamiętam też, że często tam przyjeżdżaliśmy latem, słońce wtedy mocno grzało, wiesz, a ja od dawna już nie widziałam takiego słońca jak wtedy.
- Bo nie patrzysz w niebo - zauważyła Kenah - ciągle coś musicie z tatą załatwić, ciągle biegacie, a ja chciałabym, żebyśmy wszyscy razem, chociaż jeden dzień, mogli położyć się na trawie i patrzeć w niebo. Słońce, tak słabo widać, a tak bardzo mnie interesuje, zwłaszcza wtedy, gdy przyjemnie grzeje. - Masz rację, kochanie, sama nie wiem dokąd tak pędzimy. Obiecuję Ci, że w weekend odszukamy to miejsce nad jeziorem - zgodziła się mama.
- Tylko nie siedząc na kanapie z tabletem w ręku, tylko wsiądziemy do samochodu i pojedziemy - stanowczo uszczegółowiła projekt Kenah.
- Tak, zgadzam się. Postanowione - odpowiedziała mama.
    Nadszedł upragniony weekend. Kenah wcześnie wstała, bo z podekscytowania, nie mogła spać, rodzice pili już kawę i mieli świetny nastrój, bo wspomnienia wróciły. Nie mogli wprost uwierzyć, jak szybko zapomnieli, o tym, co im kiedyś sprawiało przyjemność. Wpadli w sidła codzienności
 i zapomnieli o marzeniach.
- Na prawdę, dziękuję Ci, Kenah, że nas przywołujesz do porządku - całując w czoło, tata przywitał córkę.

   Rodzina wsiadła do samochodu i z głowami pełnymi wspomnień i wyobrażeń, jechali nad zapomniane jezioro. Podróż była bardzo przyjemna, bo raz tata przypomniał sobie jakąś śmieszną historię z dzieciństwa związaną z tym miejscem, to znów mama. Opowiadali, śmiali się. Wróciły wspomnienia, widoki, zapachy, odgłosy...

   Gdy dotarli na miejsce, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, humor prysł. Zastali smutne miejsce. Las sosnowy, który miał pięknie pachnieć żywicą, nie pachniał, bo drzewa były suche
i połamane. Brzeg jeziora wysypany był workami foliowymi, a po jeziorze pływały puszki, plastikowe butelki i inne odpady przemysłowe. Mamie napłynęły łzy do oczu, tacie bezsilnie opadły ręce, a że miał odkręconą butelkę wody, odrobina wylała się na trawę.
- Co to? - zapytała Kenah. Rodzice spojrzeli w kierunku wskazanym przez córkę, schylili się w trójkę i zobaczyli małą stokrotkę, którą z kurzu opłukała woda, wylewająca się z butelki taty.
- To stokrotka - odpowiedzieli rodzice

- Co to jest, stokrotka - dopytywało dziecko
- Stokrotka, to jest kwiat, kiedyś ich było bardzo dużo. Stokrotka nie jest wymagającą rośliną, rośnie wszędzie - i nagle mama zawiesiła głos, bo zauważyła, że ta stokrotka jest tylko jedna i nigdzie, gdzie wzrokiem sięgnąć ani stokrotki ani innego kwiatu nie było.

   Rodzice stali w głębokiej, zadumie, tylko Kenah była bardzo skoncentrowana na stokrotce. Ujął ją widok, którego nigdy wcześniej nie doświadczyła. Mały kwiatuszek z mnóstwem drobnych, białych płatków z żółtym środkiem i błyszczące srebrne krople wody, jedne wolniutko spływały po płatkach inne stanowczo pozostające, jakby za swój cel obrały sobie, że nie dopuszczą do ponownego zabrudzenia małej stokrotki.
- Jak my, ludzi, mogliśmy do tego dopuścić? Jak mogliśmy zapomnieć o takich miejscach? Jak mogliśmy zapominając o naszym dzieciństwie, pozwolić na zniszczenie przyrody? Jak mogliśmy to zrobić sobie i naszym dzieciom - łajał się tata - jak mogliśmy pozwolić włożyć się w tryby jakiejś wirtualnej maszyny i przez tyle lat przetaczać się kołem zagłady po naszej planecie i nikt nie zwróciła na to uwagi!
Po mamy policzkach stróżkami potoczyły się łzy. W taty oczach łzy stały jak dwa lampiony. Tylko Kenah nie do końca rozumiała co się dzieje, to spoglądała na stokrotkę, to na rodziców.


   W drodze powrotnej rodzice opowiadali córce, jak wyglądał w ich dzieciństwie świat, tłumaczyli, co się wydarzyło, że wygląda tak teraz. W domu tata odszukał albumy ze zdjęciami, oczywiście były mocno zakurzone. Tata doprowadził je do porządku i cały wieczór oglądali zdjęcia z dzieciństwa rodziców.
- Kto to?- zapytała Kenah, próbując powiększyć stare zdjęcie, rozszerzając go palcami,

- ha ha ha - roześmiali się rodzice - to babcia, kiedy była młoda, a ta mała dziewczynka to mama - odpowiedział tata- ale nie powiększysz sobie tego zdjęcia, kochanie, paluszkami, bo to zdjęcie, nie jest cyfrowe, tylko analogowe. Kiedyś były aparaty fotograficzne, do których wkładało się film, rodzaj matrycy negatywowej, później się ten film wywoływało w firmie fotograficznej, takie zdjęcie można powiększyć jedynie przez fotografa, on może tego dokonać, za pomocą odpowiednich urządzeń.
Trudno Kenah było to zrozumieć, jednak odnalazła urok w starych zdjęciach. Ten dzień był przełomowy w rodzinie Kenah.

Czyżby spotkanie z przyrodą, uwolniło ludzi z pęt nałożonych przez cywilizację? I co to jest ta cywilizacja?
   Trzeba sobie stawiać różne pytania, to skłania nasz mózg do myślenia. I tak było w przypadku rodziców Kenah. Rodzice zatrzymali się na chwile w swoim pędzie, zadali sobie pytania, czy
w dobrym kierunku zmierzają i wyciągnęli właściwe wnioski.
   Od tej pory w każdy weekend, wyjeżdżali z córką za miasto. Odwiedzili babci stary domek na wsi. Posprzątali go w środku, później na zewnątrz zagospodarowywali przestrzeń. Mama kupiła nasiona kwiatów, wszyscy razem je siali. Kenah świetnie bawiła się w te weekendy, a gdy przychodził poniedziałek, marzyła o piątku i o małym domku, poza miastem, gdzie mogły już zakwitnąć posiane przez nią kwiaty. Wszystkim kolegom i koleżankom, opowiadała o dniach wolnych spędzanych
z rodziną, o baśniowym, kolorowym domku na wsi, wokół którego kwitły kwiaty, na kwiatach siadały pszczoły, które zbierały nektar. Na starych jabłoniach rosły jabłka, które można było zrywać z drzewa i jeść. Na kolczastych pnączach rosły małe słodkie maliny, które Kenah lubiła najbardziej. Opowiadała o tym, jak może godzinami leżeć na trawie, patrzeć w niebo, obserwować białe obłoki
i bawić się z rodzicami w zgadywankę, co jej przypomina dana chmurka. Dzieci słuchały opowieści
z niedowierzaniem, nie mogły sobie tego wyobrazić. Nawet nauczycielka powiedziała, że Kenach ma bardzo rozwiniętą wyobraźnię i rokuje na świetnego programistę gier komputerowych lub grafika.
Tego dnia Kenah wróciła do domu zapłakana.

- Mamo nikt mi nie wierzy, koledzy i koleżanki nigdy w życiu nie widzieli kwiatów, to jeśli oni ich nie widzieli to znaczy, że ich nie ma, a tym bardziej jabłka na jabłoni, tak po prostu przed domem. Mówią, że wszystko wymyśliłam, bo mam bardzo rozwiniętą wyobraźnię i pani nauczycielka chce
z tobą rozmawiać, bo trzeba mnie rozwijać w tym kierunku, przygotuje dla mnie specjalną listę zajęć dodatkowych. Mamo ja nie chcę więcej zajęć dodatkowych!
Mama wysłuchała córkę, pogłaskała po włosach i długo się nad czymś zastanawiała. Zadzwoniła do taty, a następnie do nauczycielki.
- Wszystko załatwione - mama poinformowała córkę

- Znaczy co? - zapytała Knah
- Znaczy to, że w sobotę wszyscy, cała twoja klasa, wraz z panią, jedziemy do domku babci - powiedziała mama
Kenah stanęła jak wryta, nie wiedziała, czy to prawda, czy jej się to śni, ale w końcu to pojęła i nie mogła opanować swojej radości.
    Nadeszła sobota. Autokar ruszył spod szkoły, dzieci grzecznie siedziały na swoich miejscach, bo nie wiedziały czego się spodziewać. Nauczycielka, siedziała sztywno, bo rytuał sobotni znacznie różnił się od dzisiejszego. W jednym pokoju, jej dzieci pobierały lekcje Ochrony przed Wirusami
w Sieci, on line. Ona tym czasem, doszkalała się z Diagnozy i Identyfikacji Uzdolnień Ucznia oraz Wdrażania Programu Rozwojowego pod Kontem Konkretnego Przypadku. Nie wyobrażała sobie marnowania wolnego czasu na jakieś wycieczki do Nibylandii.
   Autokar sunął autostradą. Kenah patrzyła na rozmazujące się obrazy mijanych szklanych budynków urbanistycznej infrastruktury. Nie mówiła nic. Sama już nie była pewna, patrząc na to miasto, czy domek na wsi na prawdę istnieje, czy to jest twór jej wyobraźni. Zastanawiała się, czy rodzice, którzy sadzą warzywa, podlewają kwiatki, przyglądający się pracy pszczół i uśmiechający się do siebie, są prawdziwi. Czy szczęście może być tak blisko? Czy to wszystko ona wymyśliła, bo ma rozwiniętą wyobraźnię i nie powinna się zajmować głupotami, tylko obarczyć swój i tak napięty grafik, nowymi zajęciami dodatkowymi i nie mieć czasu na marzenia.
Autokar zwolnił, zjechał z autostrady na wąską dróżkę, z białego ubitego kamienia. Pasażerowie
z niepokojem rozglądali się po sobie. Kenah, czuła mocny ścisk żołądka. Ale kiedy pojazd wyjechał na górkę, oczom ukazała się cała okolica z kolorowym, małym domkiem na horyzoncie. Zapanowała cisza. Kenah zobaczyła rodziców przed bramą, machających im z radością i już była pewna, że to wszystko istnieje na prawdę, że szczęście może być tak blisko, a wyobraźnię rozwijają nasze emocje, jeśli mamy tylko czas dla siebie.
Dzieci wysiadły powoli z autokaru, nie wiedziały, gdzie się znajdują, czy to im się śni, czy może znaleźli się w grze komputerowej, o wyjątkowo zaawansowanej przestrzeni wirtualnej. Zbili się
w ciasną grupkę, obawiając się, że za małego kolorowego domku wylecą drony i zaczną do nich strzelać, albo co gorsze, ten domek zacznie się zamieniać w Humanoid Robota i zniszczy ich wszystkich i całą ziemską populację.

    Z autokaru wyszła nauczycielka, serce jej zatrzymało się na minutkę, ręce zaczęły drżeć,

a w oczach pojawiły się łzy. Przez chwilę nie mogła wydobyć z siebie słowa. Dzieci szukały w jej twarzy odpowiedzi, czy jest tak niebezpiecznie jak im się wydaje, a ona cała była rozdygotana, więc grupka zbiła się ciaśniej, sądząc, że sytuacja jest dramatyczna. W końcu emocje nauczycielki całkiem wzięły górę i uklękła na trawie, dotknęła rękami kwiatów, a z jej oczu popłynęły dwie srebrzyste rzeczki, krystalicznie czystych łez.
- Zapomniałam, że może być tak pięknie - po chwili odezwała się nauczycielka

- Co tak stoicie, zapraszam do naszego ogrodu. Rodzice przygotowali dla nas wspaniały piknik
 - zawołała Kenah.
Dzieci lekko obudziły się z letargu, ale nadal nie odnajdowały się w sytuacji. Patrzyły na swoją wychowawczynie i nie umiały ocenić faktów. W końcu nauczycielka podniosła się z kolan, ze łzami w oczach i promiennym uśmiechem, zwróciła się do dzieci:
- Mamy szczęście, że Kenah jest w naszej klasie, dzięki niej wróciły we mnie wspomnienia
z dzieciństwa, byłam wtedy beztroskim dzieckiem, biegającym po łąkach, obserwującym motyle.
A wy możecie też tego doświadczyć, dzięki niej. To są bezcenne chwile.



   To był kolejny przełom, w życiu Kenah. Wiedziała, że marzenia trzeba mieć, mało tego, trzeba je również realizować. Wiele od nas zależy, możemy zniszczyć coś zapomnieniem, ale możemy to również odbudować. Cywilizacji nie zatrzymasz, ale możesz ją kreować tak, by współgrała z naturą. Ona zmierza tam, gdzie chcą ludzie. Trzeba być więc odpowiedzialnym za siebie na wzajem.

    W poniedziałek Kenah przyszła do szkoły, jej koleżanki i koledzy radośnie ją przywitali. Wspominali cudowną sobotę. Takiego dnia nikt z nich jeszcze nie doświadczył. Nikt wcześniej nie bawił się w berka ani w chowanego, nikt nie zjadał malin prosto z krzaczka. Opowieściom nie było końca. Nagle do klasy weszła pani, uczniowie zamarli, ponieważ nauczycielka przyniosła do klasy kwiatka w doniczce. Ten gest spowodował, że kiedy ktoś spojrzał na kwiat, w myślach przenosił się do kolorowego domku babci, gdzie życie wolniej i spokojniej toczyło się, gdzie zapach kwiatów pobudzał zmysły, gdzie chciało się wracać. Następnego dnia, na parapecie w klasie stało tyle kwiatów doniczkowych ilu było uczniów.
Te wrażenia zainspirowały Kenah do nowego działania. Przypomniała sobie jezioro, nad które wybrała się z rodzicami na pierwszy, prawdziwy spacer. Nie było to miejsce zbyt oddalone od miasta. Z pomocą klasy można by posprzątać z plaży śmieci. Dom babci nie od razu wyglądał tak wspaniale. Dużo pracy kosztowało przywołanie go do takiej formy, jaką klasa zastała. Trzeba więc okolice jeziora małymi kroczkami uporządkować. Kenah przedstawiła swój pomysł klasie, wszyscy wspólnie postanowili, że podejmą się tego zadania. Co weekend wyjeżdżali wszyscy sprzątać plażę. Nie było to łatwe zadanie, dzieci ciężko pracowały. Alora, najbliższa przyjaciółka Kenah, zniechęcona usiadła na piasku i w złości złapała w garść rozrzucone, kolorowe reklamówki
- Kenah, zobacz znalazłam kwiat - zawołała

- A, pewnie tą stokrotkę, o której ci opowiadałam - odpowiedziała
- Nie, zobacz!- Kenah spojrzała, a w ręku Alory faktycznie był kwiat. Kolorowy kwiat, z kolorowych reklamówek. W mózgach uczniów, zaczęło iskrzyć. Przecież można te śmieci przetworzyć w taki sposób, aby je jeszcze ponownie wykorzystać. Będą wtedy w obiegu, a nie będą zalegały stosy na wysypiskach.


   Pierwsze prace recyklingowe znalazły się w klasie, był to bukiet kwiatów z reklamówek i worków foliowych, projektu Alory.


 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz