sobota, 9 czerwca 2018

  Pewnego zimowego ranka, gdy pierwsze promyki bladego słonka ogrzały twarz Hani, dziewczynka zbudziła się, otwarła oczka i usłyszała ciche stukanie za oknem. Podeszła bliżej, by zobaczyć co to i ujrzała ślicznego ptaszka z czerwonym gardziołkiem. Ptaszek wcale się nie przestraszył, gdy zobaczył patrzącą na niego Hanię, wręcz śmiało zerkał na nią.
 - Hej ptaszku! Jak się masz?- zapytała
 On nadal patrzył na nią i stukał dziobkiem w szybę.
 - Jesteś taki śliczny i odważny. Nie boisz się ludzi?
 - Niektórych się boję, ale nie Ciebie - odpowiedział.
 Hania szeroko otworzyła oczy ze zdziwienia.
 - Ty znasz mowę ludzką??!!- zapytała.
 - Tak, znam. Nie jestem szczególny, wielu z nas to potrafi, nie z każdym człowiekiem jednak można się zaprzyjaźnić i powierzyć tajemnicę. Tylko w wyjątkowych sytuacjach i z wyjątkową osobą.
 - Cóż więc cię skłoniło, żebym ja się dowiedziała o waszych umiejętnościach? Znasz mnie? - zapytała Hania.
 - Obserwuje Cię od samego początku zimy, przylatuję tu codziennie. Jestem pewien, że masz dobre serduszko, kochasz zwierzęta i nie jest ci obojętny ich los, zwłaszcza w taki mróz!
 - To prawda. Czyli pewnie ty jesteś, tym samym gilem, który przylatuje do naszego karmnika. Zwróciłeś moją uwagę, ponieważ masz najbardziej czerwony gardziołek ze wszystkich, które tutaj przylatują. Jak ci na imię?
 - Mam na imię Radek - przedstawił się gil.
 - Radek, to tak jak mój kolega z przedszkola!
 - Niezupełnie, moje imię nie ma nic wspólnego z ludzkim imieniem. Moi rodzice tuż po moim urodzeniu, a raczej wykluciu się, nazwali mnie Redek.
 - Redek?- zdziwiła się Hania
 - Tak, bo mam, jak już to wcześniej zauważyłaś, bardzo czerwony gardziołek. Wyróżniam się nim spośród moich rodaków. A jak już na pewno wiesz, wyraz "red" po angielsku znaczy czerwony.
 - To dlaczego Radek? - brnęła dalej dziewczynka.
 - A Radek, dlatego że okazało się, że poza najbardziej czerwonym gardziołkiem, mam jeszcze największe poczucie humoru i dlatego lekko przekręcono moje imię, żeby odzwierciedlało moje usposobienie. Radek - bo ciągle się raduję!
 I roześmiali się oboje.
 - Och Radku, Radku, jak ja ci zazdroszczę, tego, że możesz tak latać w przestworzach i jesteś wolny jak... ptak - i znów Hania i Radek wybuchnęli śmiechem.
 - Wiesz Haniu, ty też powinnaś mieć przekręcone imię, tak żeby wszyscy wiedzieli, że Twoją cechą charakterystyczną jest śmiech! - zauważył nowy przyjaciel.
 - Może powinnam mieć na imię Ha ha ha-nia? - zaproponowała dziewczynka.
 I po raz kolejny wokół rozbrzmiewał perlisty śmiech przyjaciół.
 - A co do tych przestworzy, to chyba nikt nie będzie miał nic przeciwko, jeśli zabiorę Cię na małą wycieczkę - zaproponował Radek.
 - Naprawdę? Mógłbyś?- ucieszyła się Hania - ale jak?
 - To proste, zjedz tylko to magiczne ziarenko pszenicy, a staniesz się maleńka jak Calineczka.

 Hania wzięła od Radka zaczarowane ziarenko, zjadła je i stała się maleńkim elfem, ze skrzydełkami jak koliber. Razem wznieśli się wysoko. Wrażenie było niesamowite! Świat z "lotu ptaka" wyglądał zupełnie inaczej.
 Radek zabrał swoją przyjaciółkę do świata, w którym jeszcze żaden człowiek nie był, bo ludzie nie mają skrzydeł, dzięki którym mogli by się przemieszczać.
 Kraj, do którego pofrunęli nazywał się Łingster. Wszystko tam było niesamowite! Przestrzeń, która ich otaczała, była wprost zachwycająca. Luksusowe, wielopiętrowe zamki-gniazda, lśniły w blasku promieni słońca. Były jak wielkie, kilkupoziomowe patery na ciastka. Tutaj każde pisklę miało swoje gniazdko, na oddzielnym odnóżu misternych budowli.
 To, co tam Hania zobaczyła nie przypominało w niczym tych gniazd, które możemy spotkać w lesie. Tam ptaki były szczęśliwe i najedzone, nie zagrażały im gryzonie, nie straszna im była zima i siarczysty mróz. Ta pora roku nie miała prawa wstępu do krainy Łingster.

 Radek zabrał Hanię do swojego rodzinnego gniazda. Jego rodzina była rodziną królewską. Rządy sprawowali od wielu lat i sprawy państwowe były dla nich ponad wszystko - najważniejsze. Rodzina ta była liczna, wiele jego sióstr i braci pozakładało już swoje gniazda.On jako najmłodszy z rodzeństwa mieszkał nadal z rodzicami. Gniazdo-pałac, w którym mieszkał składało się z wielu ramion, na każdym z nich odrębne, przytulne gniazdko, wyścielone miękkim puchem. Radek bardzo lubił swój dom, pełen ciepła i miłości.

 Rodzice Radka, serdecznie przywitali Hanię, poczęstowali świeżą pszenicą... Nie byli jednak zachwyceni, tym że człowiek znalazł się w świecie ptaków. To miała być ptasia tajemnica, a Radek ją zdradził. Obawiali się, że Hania opowie o nich ludziom. Musieli podjąć bardzo trudną decyzję i zmusić dziewczynkę, aby nigdy nie wyjawiła tajemnicy. Spośród świeżych ziaren pszenicy, jedno było zaczarowane, tata Radka, nałożył je na talerz Hani, nie była ona wielbicielką ptasich przysmaków, ale nie wypadało odmówić i zjadła. Po chwili już nie była dziewczynką, ze skrzydełkami elfa, lecz najprawdziwszym gilem. Hania, gdy zobaczyła co się z nią stało, rozpłakała się. Radek udławił się pszenicą.
 - Co się ze mną stało? - zapytała Hania przez łzy.
 - To chyba jakieś czary - udało się Radkowi przełknąć ziarenko.
 - Tak , to czary- zaczęła Królowa-Matka tłumaczyć - zostaliśmy zmuszeni podjąć taką decyzję, Hania już na zawsze zostanie gilem, nie możemy dopuścić, aby ta tajemnica wyszła poza państwo Łingster.
 - Mamo, ale to ja się Hani zdradziłem, to ja jej zaproponowałem, żeby zobaczyła nasz świat, ona nie nalegała, to ja powinienem być zmieniony w człowieka, a nie ona
w ptaka - walczył o Hanię Radek.
 -Przykro nam- wtrącił się Król-Ojciec- teraz nic nie da się już zrobić.
 - To nie możliwe- szlochała Hania - zostawiłam w moim świecie rodziców i brata, oni będą mnie szukać, będą cierpieć i tęsknić, a ja nie wyobrażam sobie życia bez nich. Jak mogliście mi to zrobić?
 - Tajemnica strzeżona jest od wieków i nie możemy pozwolić, aby sprawy wymknęły się spod kontroli - tłumaczyła Królowa.
 - Hania wychodzimy - powiedział zdenerwowany Radek - i wyszli, zanim rodzice zdołali cokolwiek jeszcze powiedzieć.
 - Dokąd lecimy? - dopytywała przerażona Hania.
 - Musimy coś wymyślić, żeby zdjąć z Ciebie czar - odpowiedział ptasi przyjaciel.

 Rodzice Radka bardzo zmartwieni byli tą sytuacją, uważali jednak, że nie ma innego wyjścia. To jest sprawa bardzo poważna, a państwo Łingster nie może być zagrożone. Planowali podarować dziewczynce Gniezdny Pałac, aby mogła żyć dostatnio i luksusowo, ale cena była wysoka, na zawsze musi zostać ptakiem i mieszkać w Łingster.

 Hania i Radek lecieli przed siebie, nie mając planu ani pomysłu co dalej. W pewnym momencie Hania zawadziła skrzydłem o wystającą gałąź, nie była jeszcze tak dobra jak Radek w lataniu, straciła równowagę i runęła na ziemię. Przestraszony Radek popędził za nią, Hania zaczęła się krztusić aż z dziobka wypadło ziarenko pszenicy. Nagle z gila przeobraziła się w dziewczynkę, nadal malutką jak Calineczka, ale już bez skrzydeł. Przyjaciele zamarli.
 - Co się stało- w końcu zapytała Hania.
 - Obawiam się, że ziarno, które podał Ci król, nie zostało strawione w żołądku i gdy upadłaś, ono wypadło, ale już czary zaczęły działać, pomieszały się z tymi czarami, dzięki którym znalazłaś się w Łingster i tak Twój organizm zareagował, że część czarów odrzucił - odpowiedział Radek
 - Z jednej strony, dobrze, ale z drugiej, jak ja się stąd teraz wydostanę?- zmartwiła się Hania- masz jeszcze takie ziarenko, żeby wyrosły mi skrzydła?
 - Obawiam się, że uodporniłaś się już na te czary i nie wiele możemy zrobić - odpowiedział gil.
 - Czyli nadal nie mogę powrócić do domu? - zaszlochała dziewczynka.
 - Niestety - odparł przyjaciel - tak mi przykro, to wszystko przeze mnie, chciałem dobrze, a wyszło jak zwykle- załkał Radek.
 Przyjaciele zapłakani tulili się do siebie, gdy nagle Radek zaczął, nasłuchiwać.
 - Co to za szmery?-zapytała Hania
 - Ciiiiiiii - odpowiedział Radek.
 Nie zdążył dokończyć, bo w tym momencie doskoczył do nich wielki kocur! Jego kły błysnęły tuż przed oczami gila i dziewczynki. Radek machnął skrzydłem kotu w nos, żeby choć na ułamek sekundy, wróg stracił panowanie. Udało się, pióra połaskotały kocura w nos i tak kichnął, że Hanię i Radka odrzuciło kawałek dalej. Szybko się pozbierali i zaczęli uciekać. Kilka metrów przed nimi rósł stary dąb, miał on olbrzymie korzenie wystające z ziemi. Radek wskazał Hani to miejsce, ale już tuż za sobą poczuli nieprzyjaciela. Radek jednym ruchem, odwrócił się i przefrunął kotu koło nosa, tak blisko, że ten znowu kichnął. Kichnięcie było tak mocne, że jego podmuch pchnął Hanię pomiędzy wystające korzenie dębu. W panice podczołgała się pod jeden z nich i zobaczyła, że pod nim jest otwór. Wsunęła się tam, a za nią Radek. Wielki, tłusty kocur, długo jeszcze badał każdy korzeń od spodu. Hania i Radek bali się oddychać, ale znajdowali się w bezpiecznej odległości od zasięgu sztyletowatych pazurów wroga.
 Gdy ochłonęli, Radek przypomniał sobie, że przepływa pod korzeniami drzew Podziemna Żyła Wodna, która potrafi dać cenną wskazówkę potrzebującym. Może podpowie im, co mają zrobić. Jak bezpiecznie odstawić Hanię do domu? Zaczęli więc schodzić w dół coraz niżej i niżej ciemnymi korytarzami, w głąb Ziemi. Minęli już kłębowisko korzeni dębu, które dało im schronienie przed wrogiem, minęli warstwę piaszczystą, dotarli do podłoża skalistego.
 - Stąd już niedaleko - pokrzepił Radek Hanię- zaraz powinniśmy usłyszeć szum Podziemnej Żyły Wodnej.
 Hania szła bez słowa, bo ostatnie przygody całkowicie ją wyczerpały. Myślała o tym, co się stało z Ha Ha Ha-nią i z Radkiem, który stale się raduje. Miała wrażenie, że już nie są tacy, jakimi byli wczoraj. Te ostatnie doświadczenia uświadomiły jej, że nie należy postępować pochopnie i Radek chyba też już to wiedział. Naraził się przecież rodzicom. Naraził na utratę bezpieczeństwa swoje państwo, które jest oazą spokoju. Nie mógł jednak pozostawić bez opieki dziewczynkę, którą sam wpakował, w tę trudną sytuację. Teraz mieli nadzieję na pomoc Podziemnej Żyły Wodnej. Ale kto to jest, Hania nie wiedziała, Radek jedynie o niej słyszał. Pełni nadziei szli w głąb Ziemi, nasłuchując szumu wody.
 Wreszcie usłyszeli ją, przyspieszyli kroku i oczom ich ukazał się srebrzący w mroku wnętrza Ziemi, ciek wodny. Podziemna Żyła Wodna z wolna przepuszczała swoją ciecz, szumiąc przy tym cicho. Była przy tym tak dostojna i majestatyczna, że nasi wędrowcy pochylili nad jej korytem głowy.
 - Witaj Podziemna Żyło Wodna - grzecznie przywitał się Radek.
 - Witajcie - odpowiedziała - co Was tu sprowadza?
 - Przyszliśmy po radę, bo nie wiemy co mamy zrobić, znaleźliśmy się w bardzo trudnej sytuacji - prosili i opowiedzieli Podziemnej Żyle Wodnej całą historię.
 Żyła wysłuchała ich, chwilę szumiała, mruczała, przepuściła trochę wody swoim korytem i rzekła do swoich gości:
 - Trzeba wierzyć w przyjaźń, szczerą i prawdziwą, tylko ona pomaga najbardziej w trudnych sytuacjach. Trzeba wierzyć w przyjaźń - i odpłynęła w swoich myślach.
 Hania z Radkiem stali bez ruchu przez dłuższą chwilę. Podziemna Żyła Wodna bardzo ich zaskoczyła swoją radą. Spodziewali się zupełnie czegoś innego. Oczekiwali, że powie im, że jest zaczarowane ziarenko, po połknięciu którego Hania znajdzie się w swoim domu, będzie bezpieczna, a Radek będzie ją codziennie odwiedzał i będą żyli długo i szczęśliwie. A tu zupełnie coś innego. I co z tą radą zrobić? Usiedli przy Podziemnej Żyle Wodnej, Radek zamoczył dziobek w jej krystalicznej wodzie, zrobił łyk
 i doznał olśnienia.
 - Przecież mogę poprosić Panią Srokę, żeby odstawiła Cię do domu. Ja jestem za mały, ale ona jest w sam raz. Zawsze bardzo się lubiliśmy. Pani Sroka opiekowała się mną i moim rodzeństwem, gdy byliśmy jeszcze mali. Od tego są przyjaciele! - dostał słowotoku Radek.
 - Tak Radku - odpowiedziała Hania - ale ja mam cal wzrostu. Pani Sroka odstawi mnie do domu, a co ja powiem rodzicom, jak zamiast spać w łóżku, mogę spać
w pudełku od zapałek?
 - O tym nie pomyślałem- zadumał się Radek.
 Teraz Hania wyciągnęła rękę i zaczerpnęła wody z Podziemnej Żyły Wodnej. Zmęczenie dało już o sobie znać i obydwoje zasnęli, a do snu ukołysał ich cichy szept:
 - Szukajcie pomocy u przyjaciół, trzeba wierzyć w przyjaźń, szukajcie pomocy u przyjaciół...

 Hania i Radek zregenerowali siły i opuścili podziemny świat. Na zewnątrz panowała noc, ostrożnie wyszli spod dębu, nasłuchując, czy nie czai się w ciemnościach kot. Wszędzie panowała głęboka cisza, tylko czasami słychać było pohukiwanie sowy. Szli więc spokojnie, ale starali się mimo wszystko nie robić hałasu. Nagle usłyszeli szum suchych liści, coś się zakotłowało i z impetem wpadło w spowitych w ciemnościach nocy naszych wędrowców. Uderzenie nie było mocne, spowodowało że zmieszali się z tym kimś, co w nich wpadło i zaczęli się turlać. Nie wiedzieli co się dzieje, serca zatrzymały im się z przerażenia, ale gdy usłyszeli śmiechy ptasich piskląt zrozumieli, że stanęli na drodze, pisklętom sowy, które tym czasem wyszły na spacer. Gdy już się zatrzymali, długo nie mogli przestać się śmiać. Ze śmiechu bolały ich brzuchy. Nadleciała Sowa-Matka.
 - Co tu się dzieje?-zapytała lekko zdenerwowana.
 - Powpadaliśmy na siebie - odpowiedział mały sowik i dalej się śmiał.
 - A Wy, kim jesteście? - zapytała Sowa i skrzydłem zaczęła zagarniać do siebie pisklęta.
 - Jestem Radek, syn królewski - przedstawił się Radek- a to jest Hania.
 Sowa spojrzała surowym wzrokiem na Hanię, potem na Radka.
 - To wielkie nieporozumienie, czy zdrada naszego państwa?- zapytała - Przecież Hania jest dziewczynką! Syn królewski nie dochował tajemnicy?
 Radek zarumienił się i spuścił wzrok, nie przewidział, zabierając Hanię do Łingster, że tak dużo kłopotu sobie i jej przysporzy.
 -Proszę wybaczyć, wszystko wytłumaczę - zebrał się w sobie Radek.
 - Dzieci, proszę ustawić się rządkiem i możecie kontynuować spacer - nakazała sowa mama.
 Dzieci, pomachały Hani i Radkowi na pożegnanie i poszły w swoją stronę.
 Radek opowiedział Sowie, co się wydarzyło. Przyznał, że zapraszając tu Hanię nie przemyślał do końca sprawy, ale jest przekonany, że jego przyjaciółka kocha ptaki, bo dba o nie w swoim kraju, gdzie ptaki mają dużo trudniej, bo pogoda nie zawsze sprzyja, bo mają tam wielu wrogów, bo czasem nie ma co jeść. A Hania na swoim tarasie ma taki mały domek, który ludzie nazywają karmnikiem, tam zawsze sypie ziarno, zawiesza słoninkę i na pewno nie chciałaby, żeby ptaki przez nią cierpiały, dlatego nigdy nie powie nikomu, że Łingster istnieje.
 Sowa dała się udobruchać. Miała już odejść, ale jeszcze odwróciła głowę i zapytała:
 - Ale co teraz planujecie, przecież Hania nie ma skrzydeł?
 - No właśnie i to jest problem - odpowiedzieli chórem. Miny przy tym mieli nietęgie.
 - Hmm- zamyśliła się Sowa - po pierwsze musisz ukryć Hanię, bo gdy się o niej dowie Gawron i jego przyjaciele, Twoja rodzina może mieć kłopoty. Gdy ona będzie ukryta, Ty działaj. Udaj się do Orła Bielika, on zawsze wspierał Twoją rodzinę, a poza tym, to mądry ptak, pomoże Wam - zapewniła Sowa - muszę się już z Wami pożegnać, bo pisklęta za daleko odeszły. Powodzenia - pożegnała się.
 - Dziękujemy Pani Sowo - pomachali jej na do widzenia.
 - Zaprowadzę Cię do kosa Dziobka, to mój najlepszy kolega - oznajmił gil, tam będziesz bezpieczna.
 Ruszyli, nie uszli jednak daleko, a usłyszeli szum skrzydeł. To Pani Sowa, odstawiła do dziupli swoje pisklęta i przyfrunęła, aby zaoferować pomoc w szybkim ukryciu Hani, aby nie komplikować i tak już trudnej sytuacji i aby jak najmniej mieszkańców Łingster widziało dziewczynkę, zwłaszcza że dzień już powoli budził ze snu okolicę. Hania wdrapała się Pani Sowie na plecy, wygodnie usiadła między skrzydłami i polecieli.

 W tym czasie kocur, który ich wczoraj zaatakował, opowiadał swojemu koledze, innemu kocurowi, o pysznym kąsku, wędrującym z gilem. Planowali, że zaczają się na tę dwójkę i podzielą się zdobyczom, będą mieć pyszny posiłek i wtedy... zauważyli odlatującą Sowę z Hanią i gila. Przybili sobie piątki i cichaczem skierowali się w tym kierunku, w którym poleciała Sowa, gil i Hania. Kocury znały doskonale drzewo, na którym mieszkał kos, przyjaciel Radka. Było to świetne miejsce, również do ukrycia się, ponieważ rosły tu gęsto zarośla. Kocury zaczaiły się i czekały na odpowiedni moment.

 Rodzina Kosów chętnie przyjęła Hanię, zaopiekowali się nią, a Radek z Dziobkiem, swoim przyjacielem pofrunęli do Orła Bielika.

 Niestety nie zastali Orła w jego gnieździe. Pofrunął na polowanie. Radek postanowił, że warto by było odwiedzić swoją siostrę, Gaję, która mieszka niedaleko, może ona będzie w stanie pomóc im. Tak zrobili.

 Gdy Radek z Dziobkiem stanęli w progu gniazda Gai, ona już o wszystkim wiedziała, ponieważ właśnie z wizytą byli u niej rodzice. Bardzo się wszyscy martwili o Radka
i Hanię. Rodzice wyrzucali sobie, że zbyt restrykcyjne podeszli do sprawy, że nie porozmawiali i nie próbowali wspólnie rozwiązać problemu, tylko narzucili swoją wolę. Radkowi ulżyło, że rodzice zrozumieli dlaczego tak postąpił, bo bardzo ich kochał i nie chciał nigdy się z nimi poróżnić. Wszyscy wspólnie zaczęli radzić. Radek opowiedział, co wydarzyło się po opuszczeniu rodzinnego gniazda, o tym, że Hania nie jest już gilem, a dziewczynką, że nie ma skrzydeł i że należy ją przetransportować do jej świata i doprowadzić do tego, żeby odzyskała swój prawdziwy rozmiar.

 Nagle wszyscy poczuli przeszywający chłód, rozejrzeli się w około i zobaczyli padający śnieg.
 - Jak to, śnieg w Łingster?!- oburzył się tata-król.
 - Jak to możliwe?! - zapytała przerażona mama-królowa - przecież wszyscy pozamarzamy, nie jesteśmy przygotowani na taką pogodę. Co robić?
 - Tylko Hania może nam pomóc!- zdecydowanie powiedział Radek - ona wie co należy robić w taką pogodę, żeby przetrwać.

 Wszyscy pofrunęli do Kosów, prosić Hanię o radę.

 - Nie panikujmy - powiedziała Hania - jeśli zimy nigdy nie było w Łingster, to znaczy, że może zabłądziła i szybko sobie stąd pójdzie. Plan jest taki, po pierwsze, musicie ocieplić Wasze gniazda, żeby było Wam ciepło, bo jeśli będzie Wam brakowało ciepła, nie będziecie mogli myśleć, zamarzną Wam pisklęta i wszystko się źle skończy.
 W gniazdach więc potrzebujecie więcej puchu. Wyścielcie je. Po drugie, musimy odnaleźć Panią Zimę i poprosić ją, żeby opuściła Łingster. Kto uda się ze mną na poszukiwanie?
 - Ja - zgłosił się Radek.
 - I ja - powiedział Dziobek.
 - Myślę, że najbardziej będziecie potrzebowali mnie - wszyscy się obejrzeli, bo nagle w progu stanął Orzeł Bielik - bo wiem, gdzie ona jest teraz. Poleciałem na łowy
 i nagle przeszył mnie straszliwy chłód, spojrzałem w dół, a tam na polanie siedzi Pani Zima. Przyfrunąłem więc z informacją.

 Każdy już wiedział co ma robić. Wszystkie matki, otulały swoje pisklęta ciepłym puchem. Ptaki gromadziły się w grupy blisko siebie i ogrzewały się na wzajem. Hania usadowiona na Orle Bieliku, oczekiwała na start, gdy nagle z zarośli usłyszała ciche miauczenie.
 - Orle Bieliku, proszę cię, zakołuj nad tymi zaroślami, bo niepokoją mnie odgłosy dochodzące stamtąd - poprosiła Hania.
 Orzeł zakołował, obniżył swój lot i zakołował jeszcze raz i jeszcze, aż wreszcie dojrzeli, dwa kocury, siedzące w zaspie, zmarznięte na kość.
 - Co z nimi począć? - zastanawiała się dziewczynka - przecież nie możemy ich tak zostawić, na pastwę losu, bo zamarzną.
 - Wiem - zawołał do nich Radek - pokażmy im to miejsce, w którym skryliśmy się przed jednym z nich, pod dębem.
 - Świetny pomysł - pochwaliła Hania Radka.
 - Hej kocury!- zawołał gil - kierujcie się za nami, pokarzemy Wam miejsce, gdzie możecie się schronić przed zimnem.

 Kocury zostały zaprowadzone do ciepłej kryjówki, pod starym dębem. Bardzo były zawstydzone, tym że miały złe zamiary względem Hani i Radka. Przyrzekły, że już nigdy nie będą polować na ptaki i krasnoludkowate dziewczynki.

 Polana na której Orzeł Bielik widział Panią Zimę nie była zbytnio oddalona od starego dębu. Po paru minutach byli już na miejscu. Z góry widzieli, że Pani Zima siedzi bardzo smutna i zrezygnowana. Okazało się, że była już tak zmęczona swoim kilkumiesięcznym panowaniem, że pomyliła kierunki, poszła w złą stronę i dlatego znalazła się w Łingster. Krążyła w kółko i zupełnie straciła orientację. Nie była wcale groźna ani surowa. Hania podała jej wodę zaczerpniętą z Podziemnej Żyły Wodnej. Ptaki obiecały odprowadzić ją tam, gdzie ją oczekują. Pokrzepiło to Panią Zimę i nagle popatrzyła na Hanię i zapytała:
 - A co Ty robisz w krainie Łingster?
 Hania opowiedziała jej historię, jak się tu znalazła, co się później wydarzyło, że uodporniła się na czary i że nie wie co zrobić, żeby odzyskać swoje prawdziwe wymiary.
 - To nie wiesz Haniu, że czary z innego świata w Twoim świecie nie działają? - zdziwiła się Pani Zima.
 - Nie rozumiem - odpowiedziała Hania.
 - To znaczy, że jak wrócisz do domu, to wróci Twój prawdziwy wzrost- oznajmiła Pani Zima.
 Dziewczynka nie posiadała się ze szczęścia. Uścisnęła tak mocno Panią Zimę, że aż się jej gorąco z zimna zrobiło. Radek z Dziobkiem zaczęli głośno śpiewać. Ptaki usłyszały radosny śpiew i już wiedziały, że problem został zażegnany, wiedziały także, że bez przyjaźni na pewno by sobie nie poradziły. Nikt nie jest sobie w stanie sam poradzić, nawet jeśli ten przyjaciel po prostu przy nas jest, to łatwiej nam dźwigać trudy każdego dnia, bo gdy nam się powinie noga, on nas podtrzyma.

 Orzeł Bielik odprowadził Zimę do granicy Łingster, stamtąd już znała drogę. Opuszczając ptasią krainę zabrała ze sobą resztki chłodu i lodu, który próbował skryć się
w najciemniejszych zakamarkach niektórych serc.

 Podziemna Żyła Wodna, ocknęła się na chwilę i szepnęła kocurom drzemiącym przy niej:
 - Trzeba wierzyć w przyjaźń, szczerą i prawdziwą, tylko ona pomaga najbardziej, w trudnych sytuacjach. Trzeba wierzyć w przyjaźń - i odpłynęła w swoich myślach.

 Wdzięczne ptaki wiwatowały ekipie wracającej z polany. Wszystko wracało do normy. Jeszcze tylko Hania bardzo pragnęła wrócić do domu. Królowa i król zorganizowali dla niej wspaniały powrót, otóż klucz dzikich gęsi powracający na wiosnę, honorowym orszakiem odstawi Hanię do domu. Dziewczynka umościła się wygodnie na jednej
 z gęsi i wystartowali.
 Hania chłonęła, te widoki, całą sobą. Chciała zachować zapamiętane obrazy na jak najdłużej, aby zawsze, kiedy jej będzie brakowało swobody i beztroski mogła poczuć się wolna jak ptak.

 Nagle... poczuła ciepły taniec światła na swojej twarzy, otworzyła oczka i zobaczyła, że leży w swoim łóżeczku, a w okno stuka do niej zabawny mały ptaszek z bardzo czerwonym gardziołkiem. Zrozumiała, że to co się zdarzyło, to był tylko sen, który obdarzył ją większą wrażliwością względem wszystkich zwierząt, którym jest zimą bardzo ciężko, gdy gruba pierzyna śniegu przykrywa każde źdźbło nadające się do zjedzenia.
 Zerwała się z łóżka, pobiegła prosto do kuchni, wyjęła z szafki woreczek z pszenicą, wybiegła na taras i wsypała całą zawartość woreczka do karmnika. Po paru minutach, zleciało się całe stado wróbli, sikorek i gili, zgłodniałych i zziębniętych.
 Hania popatrzyła na nie ze smutkiem i powiedziała:
 - Szkoda, że nie mieszkacie w Łingster.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz